Od chwili wprowadzenia we Wrocławiu karty Urbancard, która
zastąpiła nam dotychczasowe bilety miesięczne, w niemal każdym środku komunikacji
miejskiej znajdziemy tzw. biletomaty – urządzenia do zakupu biletów
uprawniających do korzystania ze wspomnianej komunikacji. Automaty je jednak w
znacznym stopniu różnią się od tych, które do tej pory widywaliśmy na
wrocławskich ulicach. Oprócz tego, że są sprzężone z systemem informatycznym
przewoźnika (Miejskie Przedsiębiorstwo Komunikacji sp. z o. o. we Wrocławiu) i
operatora samych automatów (Mennica Polska S.A.) , mają również połączenie z
systemem bankowym, co pozwala dokonywać w nich płatności kartami bankowymi.
Mało kto jednak wie, że płatności w tych automatach nie wymagają ŻADNEJ
autoryzacji, co oznacza ni mniej, ni więcej jak to, że każdy, kto wejdzie w
posiadanie jakiejkolwiek karty płatniczej wydanej przez bank (wyjątkiem są
karty Maestro, ale o tym później) może dokonać w nich zakupu, a automat nie
sprawdzi, czy osoba korzystająca z karty, jest jej prawowitym właścicielem.
Automat nie poprosi o podpis i nie sprawdzi jego autentyczności (co siłą
rzeczy, jest niewykonalne) ani nawet nie zweryfikuje, czy znamy kod PIN do
karty. Jak do tego doszło? Tutaj należy podziękować wrocławskim urzędnikom,
którzy swoimi decyzjami, mającymi rzekomo ułatwić nam podróże komunikacją
miejską, w znacznym stopniu zwiększyli „dochody” pewnej specyficznej grupie
społecznej: złodziejom.
Każdy kieszonkowiec
od czasu, kiedy zapadły wspomniane urzędnicze decyzje, może liczyć na to, że
jeśli ukradnie Wasz portfel, to jego zarobek „na czysto” będzie nie tylko
gotówką, którą znajdzie wewnątrz, ale i tym, co zdąży kupić we wspomnianych
automatach, zanim zablokujecie swoje karty.
15. sierpnia 2011 roku wprowadzono regulacje ustawy
dotyczące płatności elektronicznych. Wraz z ustawą z 12 września 2002 roku o
elektronicznych instrumentach płatniczych stanowi ona podstawę działania systemu
tzw. mikropłatności. Zostały one stworzone, aby konsumenci mogli szybko i
bezproblemowo dokonywać zakupów, również na odległość, bez użycia
dotychczasowych środków płatności, jak gotówka czy przelew bankowy. Ustawa
reguluje takie zagadnienia jak np. pieniądz elektroniczny i sposób jego
działania na rynku, ale także służy regulacji zakresu odpowiedzialności za
ewentualne nie prawidłowości w procesie płatniczym.
(Do ustawy postaram się wrócić w najbliższym czasie, gdyż
jest to dokument bardzo obszerny i wymaga nieco większej uwagi na
przedstawienie najważniejszych jego zagadnień).
Miasto Wrocław, chcąc modernizować i reorganizować
komunikację miejską wprowadziło szereg zmian, mające na celu poprawić nasz
komfort jazdy, a także zlikwidować ogromny problem, jakim było zjawisko
przejazdów „na gapę”. Najważniejszymi z podjętych kroków były:
1)
Zwiększenie ilości kontroli biletowych wewnątrz
autobusów i tramwajów.
2)
Bardziej staranne zabranie się za kwestię
windykacji zadłużenia pasażerów, którzy nie płacili mandatów za przejazd bez
biletów; nie dopuszcza się już do popularnego niegdyś „przedawnienia sprawy” –
regularnie gapowicze otrzymują pisma z wezwaniem do zapłaty, a po dwóch takich
wezwaniach sprawa znajduje finał w e-sądzie, a dalej, jeśli dłużnik nie zapłaci
kwoty orzeczonej przez sąd, sprawa znajduje się u komornika, a łącznie z
wszystkimi kosztami ten ma do odzyskania kwotę już około 700zł!
3)
Wprowadzenie do pojazdów biletomatów, aby każdy
pasażer mógł zaopatrzyć się w bilet wewnątrz autobusu/tramwaju.
I tutaj niestety zaczął się problem. Władze miasta, zarząd firmy komunikacyjnej oraz operator automatów zgodziły się na to, by wykorzystać wspomniany system mikropłatności, do zakupu biletów. Na mocy ustawy uruchomiono automaty, w których nie ma możliwości zapłaty gotówką, a jedynie kartą. Płatności odbywają się poza kontrolą banku, operatora automatów czy właściciela utraconej karty, a te stały się sposobem na poprawę sytuacji życiowej pasożytów, jakimi są kieszonkowcy. Od tego czasu każda kradzież wiąże się z większym niż do tej pory zastrzykiem finansowym.
Najpopularniejszą obecnie praktyką kieszonkowców jest zakup
doładowań do telefonów, które można nabyć również biletomatach MPK. Jeśli
ukradziono Wam portfel i zauważycie, że na Waszych kontach jest
kilkanaście/kilkadziesiąt transakcji kartą, na kwotę 50zł każda, to możecie
mieć pewność, że złodziej skorzystał z automatu w jednym z autobusów czy
tramwajów do zakupu doładowań telefonów prepaid. Stuprocentowe bezpieczeństwo dla
złodzieja, zapewnione przez osoby decyzyjne w mieście.
Takie transakcje na zachodzie to norma. Jest to już
zdecydowana większość płatności o małej wartości, dokonywanych przez
właścicieli kart. Tyle, że tam posunięto się krok naprzód – miejsca, w których
można dokonać płatności bez udziału weryfikującej ją osoby są monitorowane.
Wzorem bankomatów – są zaopatrzone w kamerę. A co z naszymi biletomatami?
Prawdopodobnie już się domyślacie. Miasto jest dumne z monitorowanych tramwajów
i autobusów. Dużo ciszej jednak dodaje się, że do zaledwie niewielki procent
taboru. A co z resztą? Wnioski rodzą się same. Złodzieju! Hulaj dusza, bierz do
woli, nikt nie patrzy!
Chcemy zabrać głos w tej sprawie, chcemy to nagłośnić, by podnieść świadomość wrocławian (choć przecież nie dotyczy to tylko nas, ale również przyjezdnych, turystów itp.) na temat zagrożenia, jakie stanowią automaty biletowe w miejskiej komunikacji.
Już jutro: premiera horroru pt. „Gdzie są moje oszczędności?”
W rolach głównych:
· pan bez twarzy,
·
karta debetowa,
·
karta kredytowa,
·
okradziona kobieta,
·
nieznająca problemu pracownica banku,
·
zaskoczony policjant.
Historię wyreżyserowało Życie, a zaskakujący finał godny jest nazywania go następcą Hitchcock’a
Wstęp wolny, tylko dla widzów o mocnych nerwach (ewentualnie
nieposiadających kart bankowych).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz