niedziela, 29 stycznia 2012

Wrocław przyjazny złodziejom - zaczynamy!


Od chwili wprowadzenia we Wrocławiu karty Urbancard, która zastąpiła nam dotychczasowe bilety miesięczne, w niemal każdym środku komunikacji miejskiej znajdziemy tzw. biletomaty – urządzenia do zakupu biletów uprawniających do korzystania ze wspomnianej komunikacji. Automaty je jednak w znacznym stopniu różnią się od tych, które do tej pory widywaliśmy na wrocławskich ulicach. Oprócz tego, że są sprzężone z systemem informatycznym przewoźnika (Miejskie Przedsiębiorstwo Komunikacji sp. z o. o. we Wrocławiu) i operatora samych automatów (Mennica Polska S.A.) , mają również połączenie z systemem bankowym, co pozwala dokonywać w nich płatności kartami bankowymi. Mało kto jednak wie, że płatności w tych automatach nie wymagają ŻADNEJ autoryzacji, co oznacza ni mniej, ni więcej jak to, że każdy, kto wejdzie w posiadanie jakiejkolwiek karty płatniczej wydanej przez bank (wyjątkiem są karty Maestro, ale o tym później) może dokonać w nich zakupu, a automat nie sprawdzi, czy osoba korzystająca z karty, jest jej prawowitym właścicielem. Automat nie poprosi o podpis i nie sprawdzi jego autentyczności (co siłą rzeczy, jest niewykonalne) ani nawet nie zweryfikuje, czy znamy kod PIN do karty. Jak do tego doszło? Tutaj należy podziękować wrocławskim urzędnikom, którzy swoimi decyzjami, mającymi rzekomo ułatwić nam podróże komunikacją miejską, w znacznym stopniu zwiększyli „dochody” pewnej specyficznej grupie społecznej: złodziejom.

Każdy kieszonkowiec od czasu, kiedy zapadły wspomniane urzędnicze decyzje, może liczyć na to, że jeśli ukradnie Wasz portfel, to jego zarobek „na czysto” będzie nie tylko gotówką, którą znajdzie wewnątrz, ale i tym, co zdąży kupić we wspomnianych automatach, zanim zablokujecie swoje karty.

15. sierpnia 2011 roku wprowadzono regulacje ustawy dotyczące płatności elektronicznych. Wraz z ustawą z 12 września 2002 roku o elektronicznych instrumentach płatniczych stanowi ona podstawę działania systemu tzw. mikropłatności. Zostały one stworzone, aby konsumenci mogli szybko i bezproblemowo dokonywać zakupów, również na odległość, bez użycia dotychczasowych środków płatności, jak gotówka czy przelew bankowy. Ustawa reguluje takie zagadnienia jak np. pieniądz elektroniczny i sposób jego działania na rynku, ale także służy regulacji zakresu odpowiedzialności za ewentualne nie prawidłowości w procesie płatniczym.
(Do ustawy postaram się wrócić w najbliższym czasie, gdyż jest to dokument bardzo obszerny i wymaga nieco większej uwagi na przedstawienie najważniejszych jego zagadnień).
Miasto Wrocław, chcąc modernizować i reorganizować komunikację miejską wprowadziło szereg zmian, mające na celu poprawić nasz komfort jazdy, a także zlikwidować ogromny problem, jakim było zjawisko przejazdów „na gapę”. Najważniejszymi z podjętych kroków były:

1)      Zwiększenie ilości kontroli biletowych wewnątrz autobusów i tramwajów.
2)      Bardziej staranne zabranie się za kwestię windykacji zadłużenia pasażerów, którzy nie płacili mandatów za przejazd bez biletów; nie dopuszcza się już do popularnego niegdyś „przedawnienia sprawy” – regularnie gapowicze otrzymują pisma z wezwaniem do zapłaty, a po dwóch takich wezwaniach sprawa znajduje finał w e-sądzie, a dalej, jeśli dłużnik nie zapłaci kwoty orzeczonej przez sąd, sprawa znajduje się u komornika, a łącznie z wszystkimi kosztami ten ma do odzyskania kwotę już około 700zł!
3)      Wprowadzenie do pojazdów biletomatów, aby każdy pasażer mógł zaopatrzyć się w bilet wewnątrz autobusu/tramwaju.


I tutaj niestety zaczął się problem. Władze miasta, zarząd firmy komunikacyjnej oraz operator automatów zgodziły się na to, by wykorzystać wspomniany system mikropłatności, do zakupu biletów. Na mocy ustawy uruchomiono automaty, w których nie ma możliwości zapłaty gotówką, a jedynie kartą. Płatności odbywają się poza kontrolą banku, operatora automatów czy właściciela utraconej karty, a te stały się sposobem na poprawę sytuacji życiowej pasożytów, jakimi są kieszonkowcy. Od tego czasu każda kradzież wiąże się z większym niż do tej pory zastrzykiem finansowym.
Najpopularniejszą obecnie praktyką kieszonkowców jest zakup doładowań do telefonów, które można nabyć również biletomatach MPK. Jeśli ukradziono Wam portfel i zauważycie, że na Waszych kontach jest kilkanaście/kilkadziesiąt transakcji kartą, na kwotę 50zł każda, to możecie mieć pewność, że złodziej skorzystał z automatu w jednym z autobusów czy tramwajów do zakupu doładowań telefonów prepaid. Stuprocentowe bezpieczeństwo dla złodzieja, zapewnione przez osoby decyzyjne w mieście.
Takie transakcje na zachodzie to norma. Jest to już zdecydowana większość płatności o małej wartości, dokonywanych przez właścicieli kart. Tyle, że tam posunięto się krok naprzód – miejsca, w których można dokonać płatności bez udziału weryfikującej ją osoby są monitorowane. Wzorem bankomatów – są zaopatrzone w kamerę. A co z naszymi biletomatami? Prawdopodobnie już się domyślacie. Miasto jest dumne z monitorowanych tramwajów i autobusów. Dużo ciszej jednak dodaje się, że do zaledwie niewielki procent taboru. A co z resztą? Wnioski rodzą się same. Złodzieju! Hulaj dusza, bierz do woli, nikt nie patrzy!


Chcemy zabrać głos w tej sprawie, chcemy to nagłośnić, by podnieść świadomość wrocławian (choć przecież nie dotyczy to tylko nas, ale również przyjezdnych, turystów itp.) na temat zagrożenia, jakie stanowią automaty biletowe w miejskiej komunikacji.

Już jutro: premiera horroru pt. „Gdzie są moje oszczędności?”
W rolach głównych:

·         pan bez twarzy,
·         karta debetowa,
·         karta kredytowa,
·         okradziona kobieta,
·         nieznająca problemu pracownica banku,
·         zaskoczony policjant.


Historię wyreżyserowało Życie, a zaskakujący finał godny jest nazywania go następcą Hitchcock’a
Wstęp wolny, tylko dla widzów o mocnych nerwach (ewentualnie nieposiadających kart bankowych).